czwartek, 14 czerwca 2012

MOJA PISANINA, cd.

Hejka, 
bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, nie spodziewałam się, że znajdę tylu "słuchaczy i oglądaczy". Dodajecie mi skrzydeł!!! Ale dość tego przeżywania. Jak na każdą prawdziwą bizneswomen przystało, trzeba wziąć się do roooobooootyyyy!. 
Tak, jak obiecywałam, wysyłam do waszych domków dwa kolejne, jeszcze cieplutkie rozdziały Sekretów Jadzi: Pierwszy z nich to:
"Wątróbka"
Każdy z nas, rodziców strasznie przeżywa posiłki naszych dzieci. Często nie dowierzamy pani z przedszkola, która mówi, że Stefanek to dzisiaj wszystko "zmiótł z talerza". Myślimy wtedy: "Kurna chata, ta baba nie ma w ogóle pojęcia, który to mój Stefanek, on przecież nie znosi wątróbki". A tymczasem okazuje się, że nasze dzieci i na posiłki mają swoje patenty, zawierają między sobą pewne układy, są sprytniejsze niż myślimy, posłuchajcie czy raczej przeczytajcie...

SEKRETY JADZI cd.

"Wątróbka"
Moja mama, ach no tak już o niej wspominałam, ale poza tą jedną rzeczą, że strasznie się o mnie boi, jest naprawdę fantastyczna. Codziennie bawi się ze mną w szkołę, bo zapomniałam napisać, że to moja przeulubiona zabawa. Szkoła wydaje mi się czymś fantastycznym, takim dorosłym, czego nie mogę się już doczekać. Śnię o niej każdej nocy.
A poza tym mama czyta mi najświetniejsze książki na dobranoc i robi najlepsze naleśniki na świecie, chociaż tata czasem mówi, że smakują, jak podeszwa . Kurcze, nie wiem o co chodzi, ale na pewno on jest z mamy dumny, że są tak fantazyjnie zwinięte i przypominają ładne buciki.
 A wiesz, jaka moja mama jest zdolna: Potrafi ugotować obiad dla wszystkich dzieciaków
z naszego przedszkola. Nie cierpię zupy jagodowej i wątróbki - ble ohyda, ale kiedy wiem, że to moja mama przygotowała ten obiad, bo tak mówi pani Leopoldyna, a ona zawsze mówi prawdę
i ma najpiękniejsze buty w kropki, to wtedy wraca mi ochota na wszystko, nawet na kanapkę
z pastą rybną na podwieczorek. Powiem ci jeszcze o czymś Zuziu, ale tak w sekrecie, bo przysięgaliśmy z moim kolegą Jeremiaszem, że nigdy, przenigdy nikomu o tym nie powiemy. Otóż z tym obiadem w przedszkolu, to nieraz nie jest tak wesoło. Ja nie lubię drugich dań, bo te kotlety się długo żuje i zawsze ostatnia kończę obiad. W końcu coś wymyśliłam: mój kolega ze stolika, Jeremiasz, uwielbia drugie dania, a ja lubię zupy, więc zawarliśmy pewien układ; kiedy pani nie patrzy zamieniamy się talerzami, Jeremiasz zjada mój kotlet i ziemniaki, a ja jego zupę. Mama zawsze mówi, że trzeba sobie radzić w życiu, więc na pewno byłaby ze mnie dumna. Najgorzej jest, jak nie ma Jeremiasza w przedszkolu, chociaż w zeszłym tygodniu moja koleżanka Tośka pokazała mi, jak ona sobie z tym radzi, bo też ma taki sam problem. Ona zakopuje pulpeciki w zamku z ziemniaków. Jej mama to dopiero miała by powód do dumy.

Kolejny rozdział  zatytułowany: "Zmartwienie"
Świat dziecka jest bardzo złożony i jak dla mnie wielce skomplikowany, czasem trudno mi zrozumieć, czemu moje dziecko nie może mi się posunąć w swoim łóżku i dać kawałek, dosłownie "ociupinę" miejsca swojej ukochanej, zmęczonej mamie, pragnącej się tylko przytulić, dla przytulaków jednak jest skłonne spać na podłodze. Pozostaje mi się tylko cieszyć tym, że w ogóle wobec kogoś odczuwa empatię, szkoda tylko, że wobec kucyków...

"Zmartwienie"
Ostatnio zaczęłam się porządnie czymś martwić, moje koleżanki Matylda i Augustyna coraz częściej śmieją się z Zosi, która zasypia ze swoją mamą, one mówią, że one to nawet już nie śpią z przytulakami, prawdę mówiąc, to ja im nie wierzę. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zasnąć bez Kasztana, Ambarasa i Gwiazdy, no dobra, no i bez Pusi – moich kochanych przytulaków, przecież one by się zapłakały. No i w dodatku zasypiam z mamą, no może nie tak do końca, bo ona czyta mi tylko książkę i tylko smyra mnie po nodze i zaraz po tym wychodzi z pokoju. Dlatego zawsze, jak Matylda i Augustyna zaczynają naśmiewać się z Zosi, ja uciekam w drugi koniec sali, żeby tylko mnie nie zapytały, jak ja zasypiam. 

Uciekam. Do następnego razu. Do miłego...

3 komentarze:

  1. Jeszcze pamiętam moje sposoby na ukrywanie niezjedzonego obiadu w przedszkolu. Podobnie chowałam mięso pod ziemniaki...
    Podobają mi się historie, które piszesz, bo są prawdziwe. Każdy może sobie wyobrazić, czy nawet przypomnieć podobne przygody z przedszkola.
    Czekam na więcej!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Karinka, przezywalam to samo w przedszkolu :D Moja kolezanka nie znosila masla, wiec wycierala zawsze kanapki chusteczka... :D
    Piekny blog Karinka, jestem Twoja fanka! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Olu strasznie się cieszę, że tu zaglądasz a wspomnienia to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaką nam życie funduje, dzięki i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń