sobota, 30 czerwca 2012

Z CYKLU:BO W POLSCE JEST PIĘKNIE: KRZĘTÓW

witam kochani gorąco z równie gorącego Krzętowa,
tak, tak pogoda nas nie oszczędzała, ale to bardzo dobrze, bo zrobiłam iście wakacyjne zdjęcia z pachnącej słońcem wycieczki.
Postanowiłam wybrać się do miejsca mojego dzieciństwa. Spędzałam tam co roku wakacje z moimi rodzicami pod namiotem, lecz to nie były zwykłe wakacje. Do dzisiejszego dnia pamiętam kąpiel w misce i szczypiące nogi po turlaniu się z górki, porośniętej ostrą trawą i zabawie w chowanego w snopkach siana. Nie zapomnę świerszczy cykających nocą, grubej pajdy chleba z masłem równie grubo posmarowanym i wąsów od kwaśnego, krowiego mleka.
Jako nastolatka w tym właśnie miejscu odnalazłam miłość swojego życia (tak mi się wtedy wydawało) i co za tym idzie przeżywałam  swoje rozterki miłosne, tutaj poszłam pierwszy raz na dyskotekę do pobliskiej szatni, gdzie za każdym razem miałam wrażenie, że serce mi wyskoczy z klatki piersiowej, a to tylko dlatego, że przez jedną setną sekundy spojrzał  na mnie najprzystojniejszy we wsi chłopak (tak przynajmniej wydawało się mnie i moim koleżankom.
Mimo, że tu się bardzo zmieniło, jedna rzecz pozostała taka sama: klimat, który tworzą mieszkańcy tej wioski.
To tylko część prezentacji, bo bateria w aparacie odmówiła posłuszeństwa i niestety nie dane mi było sfotografować dokładnie wnętrza Chaty u Brata, ale obiecuję, że tam wrócę i wam zaprezentuję wszystko ze szczegółami
GORĄCA PROŚBA: PRZECZYTAJCIE OD DESKI DO DESKI, BO SĄ HISTORIE MROŻĄCE KREW W ŻYŁACH, ACHA I POD ÓSMYM OD GÓRY ZDJĘCIEM ZAMIEŚCIŁAM PYTANIE  DO WAS...


I nawet Pilica ma swój urok


Ten  most, odkąd pamiętam był miejscem spotkań nastolatków. Widać, że bez pubów, klubów, kawiarni też da się żyć a randka pod gołym niebem - odlot.
Każdy flirt, spotkanie dwojga ludzi powinno mieć swoje jedyne, znane tylko tym dwóm duszom miejsce - widać, ze w moim wypadku zadziałało, bo o tym wspominam i to z wielkim sentymentem


Zawsze lubiłam wiejskie, sielskie klimaty: traktor, trawa nieskoszona pod linijkę, chwasty a między nimi kwiatki polne o nazwie bliżej nieznanej, dzieci dojeżdżające do szkoły rowerem czy hulajnogą - które w wieku trzech lat rozwożą mleko do pobliskich domów, robią zakupy a kiedy są żniwa, siedzą cicho jak "myszki pod miotłą" na polu i nie wolno im słowem się odezwać, że chcą pić albo, że się nudzą, podczas gdy nasze dzieci (miejskie) po 15 minutach nie zajmowania się nimi powtarzają średnio 20 razy na minutę: "Nudzi mi się" i niejedna z nas choć "gula rośnie" rzuca wszytko i pędzi, żeby pobawić się setny raz w tym dniu monster high czy bakuganami -ale generalnie to my jesteśmy stanowcze i nasze dzieci nam nie wchodzą na głowę...






Ilekroć jestem na tej dróżce przypomina mi się, jak bawiłam się z moją "bandą" w tarzanów, na huśtawce wykonanej przez nas samych ze sznurka, przy pomocy którego również przedostawaliśmy się z jednego końca lasu na drugi. Najgorsze jednak było, jak w najlepszym momencie, kiedy był wybrany tata, mama i każdy miał swoją rolę w domu tarzana, nasze mamy wołały nas na kolację, co oznaczało tym samym koniec zabawy. I wtedy, aż nasuwało się na usta najbrzydsze według naszej bandy słowo: "DUPA, że też musiały nas zawołać w takim momencie". Ale najcudowniejsze w tym wszystkim było to, że cały las był nasz, w ogóle cała wieś. Czuliśmy się z moimi kolegami i siostrami naprawdę ważni i dorośli, bo mogliśmy wszędzie chodzić sami z mieczami z patyków, badać i poznawać przyrodę w swoim tempie a tajemnice, które sobie powierzaliśmy były tylko nasze. No niechby tylko spróbował ktoś pisnąć słówko...
A dzisiaj? Boimy się, żeby nasze dzieci same wyszły przed blok? Myślę, że żaden angielski, nauka pływania czy jazda konno nie są w stanie zastąpić lub choć w jakimś stopniu zrekompensować "życia w bandzie", przyblokowego trzepaka czy grania w zbijaka. A może się mylę, włączcie się do dyskusji, jestem ciekawa waszych opinii.



Jeśli powiększycie sobie to zdjęcie znajdziecie tutaj namiary na nocleg z pysznym jedzonkiem w krzętowskiej Chacie u Brata


A tak wygląda Chata u Brata w prawie całej okazałości
Ten odrestaurowany XVIII-wieczny czworak zmienił się i nie wydaje mi się tak wielki jak przed 20-toma laty.
Otóż nie wiem do końca o co chodziło, ale jako dzieciaki bawiliśmy się w ruinach tego domu w wojowników i pewnego dnia zjawił się tam nieoczekiwanie jakiś starszy człowiek ze strzelbą w ręku i z psem i nas nieźle pogonił. Uciekaliśmy "gdzie pieprz rośnie, aż się kurzyło", ponadto mieszkańcy wsi opowiadali zawsze niestworzone historie o tym miejscu, że tam straszy, że niby jakieś złe duchy tam się zjawiają itp. I moja mama, która z reguły nie wierzy w przesądy i stąpa mocno po ziemi (zupełnie inaczej niż ja, hm ciekawe do kogo ja się wrodziłam) nie pozwalała nam tam chodzić.
Dlatego dla mnie pozostanie na zawsze ten dom domem straszącym i już, nie przekonuje mnie ta Chata u Brata.


Okno przepięknie udekorowane wszystkim "łąkowym", co rośnie wokół chaty a najbardziej dla mnie niesamowite jest to, że całą tą dekorację wymyślił i połączył kwiaty w bukiety faaaceeet-ale niesamowity facet: Adam-gospodarz tego całego biznesu agroturystycznego. Adam, wielki szacun i ukłon w twoją stronę O niesamowitości tego człowieka będzie jeszcze niżej.



A tak wygląda straszący dom od środka, ale nie bójcie się, ponoć już w nim nie straszy, no dobra tylko w nocy ha ha...


Niby wiejsko i sielsko a przez okno nawet egzotycznie



Jedna z sal chaty, jakby ktoś potrzebował wiejsko-góralsko-przytulnej sali na weselicho z przytupem i z nocną kąpielą nago ze swoim ukochanym/ną w Pilicy. Myślę, że Adam jest nawet w stanie załatwić świetną kapelę, bo zorganizował już kilka koncertów na  super poziomie w tej "swojej chatce". Jeśli chodzi o inne walory Adama, świadczące o jego niesamowitości, to chyba nie jest to powszedni obrazek, żeby taki biznesmen, którego telefon nie ma przerw w dzwonieniu, witał mnie po cirka siedmiu latach niewidzenia jajecznicą na maśle, własnoręcznie ubitym, żeby poświęcił mi około dwóch godzin w okresie dla niego bardzo gorącym, kiedy nie ma nawet czasu wyjść do toalety, żeby przygotował sam herbatę, bez wkręcania w to pani kelnerki, i zaprosił mnie przy tym do kuchni z klimatem  i przyrządził świetną herbatę, której smaku nie zapomnę, wyłączył telefon na czas pogaduszek ze mną, odpowiedział na sto pytań do i pozwolił mi poszaleć z aparatem.
Za to właśnie kocham Krzętów.
Według mnie to jest przepis na sukces i krótki poradnik, jak zostać biznesmenem w każdym calu. Znam wielu, którzy próbowali, ale nie wyszło, bo zabrakło właśnie tego czegoś, UMIEJĘTNOŚCI BYCIA CZŁOWIEKIEM
Ps. Dla tych, którzy marzą o własnym biznesie bądź go już mają a nie do końca on funkcjonuje, tak jakby sobie tego życzyli, polecam "Sposób na sukces" Briana Tracy a w ogóle wszystkie pozycje tego jegomościa są według mnie rewelacyjne

I to na dzisiaj tyle. Krzętów widziany oczami domowej bizneswomen, całkiem z innej perspektywy niż z folderów reklamowych krzętowskiej agroturystki. Ale mnie urzeka ta dzika i jeszcze nieodkryta przez turystów część tego zakątka. Dla tych wszystkich, którzy jednak stawiają na wygodę, bezpieczeństwo, super atrakcje dla dzieci polecam, www.nadpilica.krzetow.eu 
uciekam i życzę kolorowych snów, bo na moim zegarku wybiła 01:38, czas do łóżka

10 komentarzy:

  1. Super post. I trafia w sedno! Trzeba pozostac czlowiekiem, zeby byc dobrym biznesmenem! :-))
    A Krzetow jest super. Tez spedzilam tam w pewne lato kilka dni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie Olcia, że też czujesz tego bluesa, do zobaczenia we czwartek na dworcu w Czewie

    OdpowiedzUsuń
  3. Karinko, zgadzam się z Tobą całkowicie, ja co prawda może nie miałam swojej "bandy", ale miałam klub pod balkonem, podróże w kosmos i godziny przesiedziane na huśtawce, bądź trzepaku, mam nadzieję, że nie ominie to Hani

    OdpowiedzUsuń
  4. kochana, extra czyta sie te twoje wpisy i jedno zdjecie nawet poznalam bo fotografowalysmy sie tam jak spedzalam tam wakacje z toba. Pamietasz jeszcze? Przywiez mi prosze ten "Sposob na sukces" - chce koniecznie przeczytac! Nie znam! buzka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że pamiętam, mam je schowane w specjalnej szufladzie, to te wakacje z Aśką, prawda
      Pamiętam jeszcze o innych zdjęciach, ale nie puszczę pary, mogłabyś wyjść z tego komputera i mi pogrozić, uch, aż mam gęsią skórkę, paaaaaaaa

      Usuń
  5. Krzętów ma niesamowitą moc łączenia ludzi, to miejsce jest wręcz magiczne... Przepiękne wspomnienia na całe życie. Tam własnie rozpoczęła się moja dalsza podróż do osiągnięcia pełni szczęścia :) POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń
  6. rzeczywiscie ktos, kto tam nie byl moze nie zrozumiec, czym sie tak podniecamy, ale to miejsce jest jak narkotyk, jak sie raz sprobowalo, to nie ma odwrotu, Krzetow uzaleznia, pozdrowionka adam

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam pytanie: czy kilka metrów na północ od mostu w Krzętowie był kiedyś inny most - tam gdzie te asfaltowe odcinki dróg po obu stronach rzeki?
    https://iv.pl/images/ff39cd2d939b1fa3d9dc0e72e3058a24.jpg
    https://iv.pl/images/6b0bf8913a97c9eabcd3597d2162fbc6.jpg

    OdpowiedzUsuń
  8. 50 yrs old Tax Accountant Mordecai Simnett, hailing from Windsor enjoys watching movies like The Golden Cage and Reading. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Ferrari 250 GT SWB California Spider. przeczytaj recenzje

    OdpowiedzUsuń