Moja pisanina: skąd się wzięła?
Moja córka od zawsze potrzebowała wciąż nowych wrażeń i tak zapukała do moich drzwi pasja pisania i zapytała czy mogę ja ubrać w słowa i gdzieś zapisać, no i zgodziłam się. Podzielę się z wami tymi opowieściami, które według mnie mają troszkę charakter terapeutyczny, staram się nam, dorosłym przybliżyć te wielkie, skomplikowane problemy naszych małych pociech.
Bajka pod tytułem: "Sekrety Jadzi", opublikuję dzisiaj trzy pierwsze rozdziały, posłuchajcie...
WAŻNE!!! POLECAM ROZDZIAŁ PT: "DO MAMY". JEST ON KIEROWANY PRZEDE WSZYSTKIM DO RODZICÓW I ICH DZIECI, KTÓRE MAJĄ PROBLEMY Z ADAPTACJĄ W NOWYM MIEJSCU, NP. PRZEDSZKOLE, ŻŁOBEK CZY KLUB MALUCHA, ITP.,...
SEKRETY JADZI
"Sekret sekretnika"
Wow, dostałam sekretnik, ten o którym latami marzyłam, to znaczy dokładnie pięć lat, bo tyle właśnie mam.
Dziś jest Wigilia, dzień na który czekałam wieczność, ale opłacało się. Mikołaj przyniósł mi dokładnie to, o czym pisałam w liście. Dziwne, bo nawet wiedział jaki kolor lubię najbardziej, chociaż o tym nie wspominałam, hm… ciekawe, wiedziała o tym tylko moja mama.
Niedawno nauczyłam się pisać i wszędzie, gdzie tylko mogę, zapisuję swoje myśli, czasem wyglądają „kulfoniasto”- tak mówi moja mama, ale ja zawsze mogę się doczytać.
Od dzisiaj będę mogła zapisywać wszystko, o czym sobie pomyślę. Wpadłam na pomysł, że zawsze, jak będę już w piżamie, zanotuję jakiś jeden sekret, który później przeczytam tylko Zuzi. Policzyłam, że jest w nim dziesięć kartek; więc wystarczy na dziesięć sekretów, super... Każdy
z nich będzie się inaczej nazywał, tak jak w prawdziwych książkach.
Jest ciemno, chyba już z dziewiętnasta siedemdziesiąt osiem! ”Jadziu, czas do łóżka”- nigdy nie lubiłam tego momentu, bo to oznaczało koniec zabawy. Chyba żadne dziecko nie lubi nocy. Wtedy powiewa nudą.
Ale teraz to nawet polubiłam się z tym wieczorem, bo wiem, że zaraz zapiszę mój nowy sekret.
Dziś jest Wigilia, dzień na który czekałam wieczność, ale opłacało się. Mikołaj przyniósł mi dokładnie to, o czym pisałam w liście. Dziwne, bo nawet wiedział jaki kolor lubię najbardziej, chociaż o tym nie wspominałam, hm… ciekawe, wiedziała o tym tylko moja mama.
Niedawno nauczyłam się pisać i wszędzie, gdzie tylko mogę, zapisuję swoje myśli, czasem wyglądają „kulfoniasto”- tak mówi moja mama, ale ja zawsze mogę się doczytać.
Od dzisiaj będę mogła zapisywać wszystko, o czym sobie pomyślę. Wpadłam na pomysł, że zawsze, jak będę już w piżamie, zanotuję jakiś jeden sekret, który później przeczytam tylko Zuzi. Policzyłam, że jest w nim dziesięć kartek; więc wystarczy na dziesięć sekretów, super... Każdy
z nich będzie się inaczej nazywał, tak jak w prawdziwych książkach.
Jest ciemno, chyba już z dziewiętnasta siedemdziesiąt osiem! ”Jadziu, czas do łóżka”- nigdy nie lubiłam tego momentu, bo to oznaczało koniec zabawy. Chyba żadne dziecko nie lubi nocy. Wtedy powiewa nudą.
Ale teraz to nawet polubiłam się z tym wieczorem, bo wiem, że zaraz zapiszę mój nowy sekret.
"Ja"
Mam na imię Jadzia i mam, no właśnie, od dzisiaj mama kazała mi mówić, że jestem już pięciolatką, zupełnie nie wiem dlaczego, skoro jeszcze wczoraj miałam cztery i pół. A przecież dopiero w lutym moje urodziny, zupełnie tego nie rozumiem, a ty Zuziu? Wytłumaczenie, że za miesiąc są moje urodziny i że mi wypada mówić, że mam już pięć lat jest dla mnie mimo wszystko niejasne.
No tak, ale kim jest Zuzia? To moja ukochana króliczka i przyjaciółka, a także słuchaczka moich opowiadań. Codziennie z nią rozmawiam i opowiadam, co mi się przydarzyło. Fajnie jest mieć takiego kogoś, z kim można poważnie porozmawiać, pokazać jakiś taniec z przedszkola lub jakąś sztukę, na przykład fikołek na podłodze. Z rodzicami bywa różnie, moja mama zamyka zawsze oczy, kiedy robię skok z jednej kanapy na drugą i mówi, że dobrze, że tego nie widziała. Zuzia jest inna, patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami, jakby chciała powiedzieć: „To było super, tez bym tak chciała”- lubię kiedy ona mi zazdrości, smyra mnie wtedy tak śmiesznie coś w brzuchu.
Tata jest inny, to król szaleństw i mistrz najtrudniejszych sztuk, to z nim bawię się w krokodyla, który próbuje mnie złapać, albo skacze ze mną po łóżku, tak jak na trampolinie. Rzadko jednak bywa w domu, bo jeździ w delegacje. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale wydaje mi się, że on po prostu kogoś gdzieś deleguje.
No tak, ale kim jest Zuzia? To moja ukochana króliczka i przyjaciółka, a także słuchaczka moich opowiadań. Codziennie z nią rozmawiam i opowiadam, co mi się przydarzyło. Fajnie jest mieć takiego kogoś, z kim można poważnie porozmawiać, pokazać jakiś taniec z przedszkola lub jakąś sztukę, na przykład fikołek na podłodze. Z rodzicami bywa różnie, moja mama zamyka zawsze oczy, kiedy robię skok z jednej kanapy na drugą i mówi, że dobrze, że tego nie widziała. Zuzia jest inna, patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami, jakby chciała powiedzieć: „To było super, tez bym tak chciała”- lubię kiedy ona mi zazdrości, smyra mnie wtedy tak śmiesznie coś w brzuchu.
Tata jest inny, to król szaleństw i mistrz najtrudniejszych sztuk, to z nim bawię się w krokodyla, który próbuje mnie złapać, albo skacze ze mną po łóżku, tak jak na trampolinie. Rzadko jednak bywa w domu, bo jeździ w delegacje. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale wydaje mi się, że on po prostu kogoś gdzieś deleguje.
"Do mamy…"
Pierwszy września-tym, którzy rozpoczęli przygodę ze żłobkiem, przedszkolem czy szkołą nie muszę tłumaczyć, co ta data oznacza; w celu wyjaśnienia dla tych, którzy z jakichś powodów jeszcze nie wiedzą powiem, że to pierwszy dzień nowej epoki - niestety nie lodowcowej.
Tak, rodzice juz od dawna opowiadali o przedszkolu, pełni szczęścia w głosie. Mama mówiła, że tam jest podobnie jak w krainie Harrego Pottera, którego uwielbiam, chociaż częściej bawię się, że jestem Hermioną i nie rozumiem, dlaczego rodzice nie mogli nazwać mnie właśnie tak.
„Jadziuniu, zobaczysz jak tam jest fajnie, nowi koledzy, koleżanki, mnóstwo zabawek
i książek”. Już na początku wydawało mi się, że coś jest nie tak, bo mama mówi tak do mnie tylko wtedy, gdy wie, że może mi się coś nie spodobać, albo kiedy chce mnie do czegoś namówić. Ostatnio u nas w domu o niczym innym się nie mówiło, tylko o przedszkolu.
Ale pomyślałam-spróbuję, skoro tam jest choć trochę jak Hogwarcie, to niczego więcej mi nie potrzeba. Ciekawe tylko, czy dostanę jakąś różdżkę.
Nie, różdżki żadnej nie było a o Howarcie to już nie wspomnę.
Rano musiałam wstać wcześniej niż zwykle, ale nawet nie protestowałam, bo wiedziałam, że to wyjątkowy dzień. Mogłam sobie nawet sama wybrać ubranie, no tak niezupełnie sama, bo bluzka
z kucykiem Ponny według mamy jest już na mnie za mała, ale ustaliłyśmy, że założę ją, jak wrócę z przedszkola. Tego dnia wyglądałam naprawdę pięknie, wszystko różowe no i włosy splecione w dwa warkocze, jak prawdziwa uczennica, do tego nowe buty w worku i to
z naszywką Hello Kitty. Byłam zachwycona.
Tata zawiózł mnie do przedszkola i tego dnia nie buntowałam się, że chcę się sama zapiąć w foteliku, bo chciałam jak najszybciej tam być.
Już po chwili staliśmy przed ogromnym budynkiem koloru zielono-żółtego.
Kiedy weszliśmy do środka, zobaczyłam rzeczywiście dużo kolorowych zabawek i tłum jeszcze większych ludzi. Nic nie było takie, jak w książkach o przedszkolakach, które mama mi czytała w wakacje. Nie dostałam różdżki, nie miałam Zuzy, Tekli, Gwiazdy, Kasztana i Ambarasa,
a najgorsze nie było tam mamy. Chciało mi się płakać i byłam zła, że mama tak długo nie przychodzi. Nawet nie mogłam usnąć, bo Franek tak piszczał, że o śnie nie było mowy, a do tego Matylda wylała na moją różową sukienkę cały kompot, więc byłam wściekła. W dodatku przez nią musiałam założyć spodnie Jeremiasza, bo tylko jego mama przyniosła ubranie na zmianę.
Jedyne o czym wtedy myślałam to poczuć moją cukierkową mamę , bo ona zawsze pachnie cukierkami. Pani Leopoldyna niestety nie pachniała tak, jak mama.
Następnego dnia nie chciałam wstać z łóżka i byłam obrażona na wszystkich, nawet dostało się Zuzie i Tekli, ale moja mama wpadła na genialny pomysł: ”Jadziu dzisiaj zabierasz do przedszkola moje zdjęcie i apaszkę o cukierkowym zapachu,
w kolorze „cielesnym”, tzn. takim, jak ciało, no i oczywiście weźmiesz ze sobą Ambarasa” - to mój pluszowy koń. Uzgodniłyśmy, że kiedy będzie mi smutno i zatęsknię, to powącham sobie mamusiową chustkę i popatrzę na jej zdjęcie. I wiesz - pomogło.
Od tej pory, kiedy mama wchodzi po mnie do sali, prawie codziennie czeka, bo ciężko mi się rozstać z ulubioną lalką Manią czy wyjść bez wysłuchania do końca bajki, którą pani Leopoldyna czyta dzieciom.
Najważniejsze jednak są koleżanki, bez których nie wyobrażam sobie życia.
Tak, rodzice juz od dawna opowiadali o przedszkolu, pełni szczęścia w głosie. Mama mówiła, że tam jest podobnie jak w krainie Harrego Pottera, którego uwielbiam, chociaż częściej bawię się, że jestem Hermioną i nie rozumiem, dlaczego rodzice nie mogli nazwać mnie właśnie tak.
„Jadziuniu, zobaczysz jak tam jest fajnie, nowi koledzy, koleżanki, mnóstwo zabawek
i książek”. Już na początku wydawało mi się, że coś jest nie tak, bo mama mówi tak do mnie tylko wtedy, gdy wie, że może mi się coś nie spodobać, albo kiedy chce mnie do czegoś namówić. Ostatnio u nas w domu o niczym innym się nie mówiło, tylko o przedszkolu.
Ale pomyślałam-spróbuję, skoro tam jest choć trochę jak Hogwarcie, to niczego więcej mi nie potrzeba. Ciekawe tylko, czy dostanę jakąś różdżkę.
Nie, różdżki żadnej nie było a o Howarcie to już nie wspomnę.
Rano musiałam wstać wcześniej niż zwykle, ale nawet nie protestowałam, bo wiedziałam, że to wyjątkowy dzień. Mogłam sobie nawet sama wybrać ubranie, no tak niezupełnie sama, bo bluzka
z kucykiem Ponny według mamy jest już na mnie za mała, ale ustaliłyśmy, że założę ją, jak wrócę z przedszkola. Tego dnia wyglądałam naprawdę pięknie, wszystko różowe no i włosy splecione w dwa warkocze, jak prawdziwa uczennica, do tego nowe buty w worku i to
z naszywką Hello Kitty. Byłam zachwycona.
Tata zawiózł mnie do przedszkola i tego dnia nie buntowałam się, że chcę się sama zapiąć w foteliku, bo chciałam jak najszybciej tam być.
Już po chwili staliśmy przed ogromnym budynkiem koloru zielono-żółtego.
Kiedy weszliśmy do środka, zobaczyłam rzeczywiście dużo kolorowych zabawek i tłum jeszcze większych ludzi. Nic nie było takie, jak w książkach o przedszkolakach, które mama mi czytała w wakacje. Nie dostałam różdżki, nie miałam Zuzy, Tekli, Gwiazdy, Kasztana i Ambarasa,
a najgorsze nie było tam mamy. Chciało mi się płakać i byłam zła, że mama tak długo nie przychodzi. Nawet nie mogłam usnąć, bo Franek tak piszczał, że o śnie nie było mowy, a do tego Matylda wylała na moją różową sukienkę cały kompot, więc byłam wściekła. W dodatku przez nią musiałam założyć spodnie Jeremiasza, bo tylko jego mama przyniosła ubranie na zmianę.
Jedyne o czym wtedy myślałam to poczuć moją cukierkową mamę , bo ona zawsze pachnie cukierkami. Pani Leopoldyna niestety nie pachniała tak, jak mama.
Następnego dnia nie chciałam wstać z łóżka i byłam obrażona na wszystkich, nawet dostało się Zuzie i Tekli, ale moja mama wpadła na genialny pomysł: ”Jadziu dzisiaj zabierasz do przedszkola moje zdjęcie i apaszkę o cukierkowym zapachu,
w kolorze „cielesnym”, tzn. takim, jak ciało, no i oczywiście weźmiesz ze sobą Ambarasa” - to mój pluszowy koń. Uzgodniłyśmy, że kiedy będzie mi smutno i zatęsknię, to powącham sobie mamusiową chustkę i popatrzę na jej zdjęcie. I wiesz - pomogło.
Od tej pory, kiedy mama wchodzi po mnie do sali, prawie codziennie czeka, bo ciężko mi się rozstać z ulubioną lalką Manią czy wyjść bez wysłuchania do końca bajki, którą pani Leopoldyna czyta dzieciom.
Najważniejsze jednak są koleżanki, bez których nie wyobrażam sobie życia.
Kolejna partia pisaniny w następnym wejściu, na dziś to już wszystko, tak się rozpisałam, że straciłam poczucie czasu, jak tak dalej pójdzie, będę musiała zrezygnować ze wszystkich innych zajęć, a pieniążki same z nieba nie spadają - co za niesprawiedliwość- bo najprościej w świecie braknie mi na to czasu, pozdrawiam wszystkich
Świetnie Pani pisze, powinna się Pani zająć tym profesjonalnie. Można to czytać, czytać i jeszcze raz czytać.Mogłaby Pani pisać bajki dla dzieci, pięknie by się je czytało, a dzieci byłyby zachwycone.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńoch, dziękuję, strasznie urosłam po tym komentarzu, tak mnie coś zasmyrało w brzuchu, jak moją bohaterkę Jadzię, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZgadzam się z "Olcia". Z niecierpliwością czekam z moimi małymi siostrzenicami na kolejne przygody Jadzi!dziewczynkom strasznie się spodobały te bajki, które muszę przyznac są bardzo "na czasie".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam